czwartek, sierpnia 29, 2013

Jak zostać biegaczem?


Rzecz będzie właściwie o tym, jak ja zostałem biegaczem. Bo tak, ta wzbierająca ostatnio moda na aktywny, sportowy tryb życia mnie też porwała i od pewnego czasu można mnie spotkać żwawo przebierającego nogami pośród miejskiej dżungli, na leśnych duktach lub nad brzegiem morza, zatopionego we własnych myślach lub w muzie ze słuchawek i odciętego totalnie od świata zewnętrznego.


 Motywacja

 Każdy ma jakiś swój powód, dla którego rozpoczął bieganie. Dla mnie istotne były trzy rzeczy. Po pierwsze: rywalizacja. Rywalizacja mnie napędza. Powoduje, że mam jakiś konkretny, jasno określony cel, że wiem, co chcę dokładnie osiągnąć. To ona pozwala utrzymać mi dyscyplinę i regularność. Od początku wyznaczyłem sobie, że chcę we wrześniu wystartować w zawodach biegowych na 10 km i wiedziałem, że jeśli chcę w tych zawodach pobiec, to muszę się do nich dobrze przygotować. Że każdy odpuszczony trening, każdy tydzień bez biegu to trudniejszy potem start i gorszy wynik. 

Po drugie: lubię bieganie i sprawia mi to satysfakcję. Tak po prostu. Gdyby tak nie było, gdyby się męczyć tylko dla samego wyniku, to nie miałoby to sensu. Zawsze ten sport lubiłem. Na lekcjach wf-u czekałem, kiedy będzie bieg na 1000 metrów. Kiedy byłem sędzią piłkarskim, czekałem na test coopera. Gdy byłem na wczasach w górach lubiłem wstać rano, kiedy inni jeszcze spali, i przebiec się po górskich halach. To były sporadyczne momenty. Za młodu rządziła piłka nożna. Ale teraz trudniej zebrać paczkę, z którą można poharatać w gałę, za to z bieganiem od nikogo nie zależę. Wystarczy tylko ubrać buty i wyjść na zewnątrz.

I wreszcie zdrowie. Jeśli jest coś, co lubię, a dodatkowo ma to wpłynąć pozytywnie na moją kondycję zdrowotną, to ja tylko się cieszę. Na co dzień prowadzę siedzący tryb życia i trochę ruchu jest mi zdecydowanie mi się przyda.


Plan treningowy

Biegać zacząłem na 13 tygodni przed zaplanowanymi pierwszymi zawodami. Niby sporo czasu na przygotowania. Tyle że byłem po kontuzji kolana i nie wiedziałem do końca, jak ono się zachowa. A poza tym jedyny kontakt ze sportem w ostatnich latach miałem tylko, gdy siedząc na kanapie z pokalem piwa obserwowałem zmagania zawodowców. Mój początek nie był więc łatwy. Kiedy testowo na początku sprawdziłem, ile jestem w stanie przebiec za jednym zamachem, po niecałych 4 minutach miałem już dość. Trzeba było podejść do zagadnienia spokojniej.

Zacząłem więc od marszobiegów. Trzy razy w tygodniu. Minuta biegu, 4 minuty chodu, i tak po kilka razy. Później dwie minuty biegu, trzy minuty chodu itd. Gdy byłem już w stanie przebiec na spokojnie 30 minut, przeszedłem na bardziej zaawansowany plan. Po pierwsze, zacząłem wydłużać dystans, aż doszedłem do 10 km. Po drugie, chcąc wzmocnić siłę zacząłem ćwiczyć podbiegi. Akurat całkiem fajne wzniesienie znalazłem tuż koło siebie, więc nie miałem z tym problemu. Po trzecie, trening prędkości na krótszych odcinkach. Wziąłem tez udział w biegu Parkrun na 5 km. Bardzo fajna sprawa. Człowiek ma szansę sprawdzić, jak zachowuje się w warunkach przypominających zawody.

Do zawodów na 10 km pozostał mi tydzień i wiem, że jestem do nich dobrze przygotowany. Poniżej godziny udało mi się już ten dystans pokonać na treningu, barierą do złamania pozostaje więc teraz 55 minut.

Sprzęt

Nie będę oryginalny jeśli powiem, że najważniejsze są buty. Ja od razu chciałem mieć porządne, aby zminimalizować ryzyko kontuzji. W specjalistycznym sklepie Biegosfera, który mogę otwarcie polecić, nagrano mój bieg na bieżni, by móc dobrać odpowiednie dla mojego sposobu biegania obuwie. Wybór ostatecznie padł na Saucony Jazz 16, z których jestem bardzo zadowolony. 

Saucony Jazz 16
Okazało się też, że lubię gadżety. Koniecznie chciałem, żeby mój bieg był rejestrowany tak, abym mógł później zobaczyć trasę biegu oraz odczytać takie parametry jak prędkość i przebyty dystans. Kiedy masz smartfon z modułem GPS, wystarczy wgrać aplikację Endomondo. Ja nie miałem, postanowiłem więc zaszaleć i zdecydowałem się na dedykowane urządzenie w postaci pulsometru firmy Garmin. Poprzez GPS rejestruje trasę, dzięki czujnikowi pulsu mogę monitorować pracę serca a za pomocą krokomierza urządzenie informuje mnie o ilości przebiegniętych kilometrów i prędkości (aktualnej lub średniej). 

Garmin Forerunner 210

Fajnie jest też czasem urozmaicić sobie bieg muzyką. Na początku wystarczył mi mój telefon komórkowy. ale było to dość niewygodne rozwiązanie. Albo trzeba było go trzymać w dłoni, albo latał mi wte i wewte w kieszeni. W jednym i drugim przypadku irytował mnie i dekoncentrował. Zamiast skupić się na biegu myślałem tylko o tym pieprzonym telefonie! Znów więc zaszalałem i wziąłem dedykowane urządzenie - arcy lekki, wodoodporny odtwarzacz mp3. Do tego specjalne słuchawki, bo te tradycyjne mi w trakcie biegu wypadały.

Transcend MP350 + Philips SHQ3200

Kilka słów na koniec...

Taka była moja droga. Nie każdy musi zostać biegaczem, nie każdemu musi ta dyscyplina odpowiadać. Ale każdego zachęcam do jakiejś aktywności. Znajdź coś, co będzie ci odpowiadać. Może to być basen, może rower, a może być to na przykład squash. A teraz wybacz, ale zakładam buty na nogi, słuchawki na uszy, uruchamiam stoper i pędzę na trening. A ty trzymaj za mnie 7 września kciuki!

...i podziękowania

Całej tej historii by pewnie nie było, gdyby nie impuls, który zachęcił mnie na początku lata do powrotu na biegowe ścieżki i podjęcia wyzwania zmierzenia się z dystansem 10 km. A za tym impulsem stała Andelum, która nieco wcześniej założyła buty biegowe. Dzięki!

0 .:

Prześlij komentarz